Brytyjski reżyser John Madden lubi sprawdziany. Choć pierwszą młodość ma już dawno za sobą, wciąż próbuje swych sił w różnych filmowych gatunkach. Na swoim koncie ma zarówno poruszające dramaty –
Brytyjski reżyser John Madden lubi sprawdziany. Choć pierwszą młodość ma już dawno za sobą, wciąż próbuje swych sił w różnych filmowych gatunkach. Na swoim koncie ma zarówno poruszające dramaty – "Jej wysokość Pani Brown" i niedawny "Dowód", kostiumowego "Zakochanego Szekspira", jak i wojenny melodramat – "Kapitan Corelli". W "Killshot"Madden mierzy się z konwencją thrillera. Z tej filmowej potyczki wychodzi zwycięsko, ale po jego filmie lepiej nie oczekiwać spektakularnych fajerwerków. Ritchie (Joseph Gordon-Levitt) to młody przestępca. Wychowywał się w rodzinach zastępczych, z tego powodu nigdy nie miał żadnych autorytetów. Kiedy poznał Armanda (Mickey Rourke), sytuacja ta uległa zmianie. Wygadany młodzieniec, którego przestępczą kartotekę zapełniały dotąd drobne napady i kradzieże, wreszcie spotkał bandziora z krwi i kości. Indiański twardziel jest bowiem płatnym zabójcą działającym na zlecenie mafii, bezwzględnym i niewzruszonym przestępcą. Gdy ta dwójka postanowi okraść biuro handlu nieruchomościami, wpadnie w nie lada tarapaty. Nie dość, że ich brawurowy plan spali na panewce, Armand i Ritchie zostawią za sobą dwójkę świadków. Carmen i Wayne Colsonowie (Diane Lane i Thomas Jane), małżeństwo po przejściach, które właśnie przymierzało się do separacji, teraz trafi pod ochronę FBI. Licząc na to, że Armand i Ritchie zechcą zlikwidować świadków swojego napadu, agenci federalni wystawiają małżeństwo Colsonów jako przynętę, dzięki której złapać mają parę groźnych bandytów. John Madden ma szczęście do dobrych aktorów. Współpracował już z Judi Dench, Anthonym Hopkinsem i Gwyneth Paltrow, Nicolasem Cage'em oraz Penélope Cruz, a dla kina odkrywał talent Gerarda Butlera. "Killshot" potwierdza, że Brytyjczyk ma do aktorów bardzo dobrą rękę. Występujący w jednej z głównych ról Mickey Rourke po raz kolejny (jak w "Domino"Tony'ego Scotta) dobrze wypada w roli wrażliwego twardziela. Jego Armand to nie tylko demoniczny zabójca potrafiący tłumić w sobie emocje, ale też człowiek rozdzierany przez wątpliwości, wahający się i mierzący z własną słabością i siłą. U Maddena towarzyszy mu doborowa grupa aktorów, z której wyróżnia się Joseph Gordon-Levitt. Aktor, o którym mówi się, że jest skazany na Oscara, daje tu prawdziwy popis, wcielając się w bezczelnego, wyszczekanego i nadpobudliwego młodzieńca z kompleksami. Jeśli do tej dwójki dodamy Diane Lane i Thomasa Jane'a (znanego widzom serialu "Wyposażony") oraz jak zawsze dobrą Rosario Dawson, otrzymamy więcej niż przyzwoity aktorski kwintet. Lepiej niż przeciętnie spisują się także pozostali twórcy filmu. Bo w "Killshot" wszystko wydaje się być na swoim miejscu, precyzyjnie poukładane według gatunkowych schematów i narracyjnych konwencji. Muzyka buduje napięcie, zdjęcia Caleba Deschanela tworzą wrażenie osaczenia i grozy, a ręka reżysera pozostaje niemal niewidoczna. I choć u Maddena wszystko jest poprawne i wycyzelowane, "Killshot" nie powala. Brak mu błysku świeżości, elementu zaskoczenia, którego spodziewać by się można po dobrym thrillerze. Właśnie dlatego obraz brytyjskiego twórcy okazuje się filmem zaledwie przyzwoitym i porządnie zrealizowanym. Nie więcej niż przyzwoite jest również polskie wydanie DVD filmu. Próżno tu szukać interesujących dodatków, a jedynym materiałem dołączonym do "Killshot" jest jego zwiastun.
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu